Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Autentyki CCCXXXVIII - Zaradny mąż

68 628  
402   23  
Kliknij i zobacz więcej!Jak wyjść z sytuacji bez wyjścia będąc kelnerem? Jak wesoły realizator potrafi jednym zdaniem zburzyć powagę redaktora? Jak mąż zadba o super prezent na wyrost? Jak bardzo dwóch kolegów nie lubi Lady Gagi? O tym wszystkim dziś.

TWARDZIEL Z ŁOSOSIEM


Pracował kiedyś kolega w branży gastronomicznej i robili jakieś przyjęcie mocno pod krawatem. Zima była jak teraz, czasu coraz mniej, a oni właśnie przywozili żarcie. Zaplanowany był też tatar z łososia...
Kolega nonszalancko zarzucił tackę na dłoń i manewruje między samochodami na parkingu pośród nawoływań kelnerów: "weź w dwie ręce i nie kozacz, bo wypieprzysz".
Dobre rady zawsze w cenie, więc i ta została zignorowana, jednak pewność siebie kolegi trochę stopniała, gdy wylądował na dupie, a łosoś w pobliskiej kupce parkingowego śniegu. Jedyna taca...
Cóż było czynić: łosoś wrócił na miejsce, a kolega pocąc się coraz bardziej patrzył na podchodzących gości. Nie minęło wiele czasu, gdy od pewnej starszej damy usłyszał słowa, których tak bardzo słyszeć nie chciał:
- Pan mi tego łososia nałoży...
Drżącymi dłońmi podał jej talerz i czeka co dalej. Dama zaczęła przeżuwać i widać, że dojrzewa w niej jakieś pytanie:
- Czuję takie lekkie drobinki, takie, wie pan, lekko chrzęszczące... - rzecze dama.
Mózg kolegi rozpaczliwie rozglądał się za olśnieniem. I przyszło. Pełen entuzjazmu dla własnej pomysłowości odparł z nieznoszącą sprzeciwu pewnością w głosie:
- Pieprz biały świeżo mielony...

by noiacc


* * * * *

NIEPRZYJEMNY WIRUS I JEGO KONSEKWENCJE

Miałem niedawno pewne przejścia z 3 sympatycznymi inaczej nosicielami nieprzyjemnego wirusa (ortalionis vulgaris). Efekt: złamany palec, złamana żuchwa, opuchnięta cała lewa półkula głowy (oko a`la lemur), okulary przemianowane dość autorytarnie na monokl. Aj, gdyby tak kolegów po drugiej stronie pięści, choć o jednego mniej. A tak jak 2 trzyma, a 1 bije efekt raczej prosty do przewidzenia. Ale nic nie jest jedynie czarne, wizyty w ZOZ-ach wszelakich to po prostu kopalnia perełek.
Jako że od lat gram w kosza, jeżdżę na rolkach, wspinam się po skałkach i uprawiam jeszcze kilka innych sportów pogotowie ratunkowe w Rzeszowie to w zasadzie mój tymczasowy adres zameldowania, do czego mam jeszcze szczęście trafiać przeważnie na pewnego dyżurnego ortopedę (mój PESEL to on już z pamięci dyktuje pielęgniarce).
Tym razem doktora U. obudziłem koło 5 rano. Wszedł do gabinetu, przywitał się i spytał:
- Dziś co fotografujemy?
Wtedy spojrzał na mnie i dodał:
- Oprócz głowy…
Zaopatrzony w skierowanie na prześwietlenie udałem się do znajomego fotografa (tzn. drzwi naprzeciwko). Wracam po 15 minutach z wywołanymi rentgenami, podaję już rozbudzonemu doktorowi. Zapatrzył się w nie mniej więcej jakby chciał dociec, co wywołało uśmiech Giocondy, w końcu rzecze:
- Nooo… Tego to jeszcze nie miałeś.
(Żuchwa złamana z przemieszczeniem, palec u ręki to samo plus zerwane ścięgno)
- To co ci się stało tym razem?
- Uderzyłem się…
- …
Dostałem skierowanie na chirurgię szczękową, okulistykę i ortopedię, patrzę na kartę informacyjną: rozpoznanie – uderzył się (prawdopodobnie kilka razy). Cóż za układna współpraca myślę, jakbym powiedział, że mnie UFO porwało to pewnie by to napisał, chociaż wolę nie wiedzieć, co by akurat do takiej informacji dodał od siebie…
No nic, nie ma co siedzieć na pogotowiu, pora odwiedzić innych doktorów. Na dzień dobry w szpitalu okulista. Posadził mnie w fotelu i pyta:
- Widzi pan tak jak przed wypadkiem czy gorzej?
- Gorzej…
- Hmm, a konkretniej?
- No wie pan, lewe oko mi się nie otwiera od opuchlizny…
- Bardzo śmieszne…
Koniec końców okazało się, że chociaż z okiem wszystko w normie. Dość szybko przeniosłem się więc na chirurgię szczękową. Przyjęli mnie na oddział, położyli do łóżka. Pani urocza piguła zaczęła mnie dźgać igłami (mam jakieś wyjątkowo wstydliwe żyły, udało się jej założyć wkłucie przy piątym podejściu). Gdzieś mniej więcej w połowie tej zabawy słyszę własny telefon. No to już wiadomo po dzwonku, kto dzwoni. A miałem nadzieję jakoś dłużej ukryć, że znowu mi coś jest. No nic, nie będę siostrze przerywał odbierając, bo mi się jeszcze bardziej zestresuje, a już i tak wyglądałem jak klasyczny narman. W końcu wbiła ten pieprzony kranik. No to można się przejść na korytarz i oddzwonić (i wreszcie zapalić). Dzwonię:
- Hej, dzwoniłaś przed chwilą a nie miałem jak odebrać, co tam?
- A wszystko ok, co robisz wieczorem?
- Hm, prawdopodobnie leżę…
- Gdzie leżysz?
- Na Szopena… (adres szpitala miejskiego)
Chwila ciszy…
- Co znowu zrobiłeś?
Dalsza część rozmowy mniej więcej w tym tonie, no nic, przynajmniej już wie. Pobyt na szczękowej w sumie trzy dni, od drugiego dnia biżuteria w paszczy, na koniec zaraz przed wypisem kazali mi się zważyć. 3 kilo mniej. Drogie bojowniczki – to jest właśnie dieta cud! No nic, wypisali w środę popołudniu, puścili do domu. Tia, raczej do drugiego szpitala na ortopedię… No, ale nic, jeden wieczór przerwy się człowiekowi należał. W czwartek 7 rano, zjawiam się ze skierowaniem, znowu pobieranie krwi i wkłucie. Dobra, tym razem się jakoś uwinęli, dali papiery i poinstruowali: ortopedia 4 piętro. (tia, wiem, od jakichś 12 lat). Wyjechałem na górę, a tu niespodziewajka, nie ma wolnych miejsc, trzeba zaczekać parę minut aż kogoś wypiszą (była 7:30). Parę minut to okazuje się może być pojęcie względne, przyjęli mnie na oddział o 12: 20. No nic, ważne że łóżko dali. Zaraz potem dali obiad. Jakaś surówka, jakiś kotlet mielony, jakieś frytki. Jakoś nic z tego się nie chciało przecisnąć przez rurkę. Swoją drogą w życiu się nie spodziewałem, że wyrwany ząb się może do czegoś w życiu przydać, a tu proszę, akurat się rurka mieści. No nic, jakoś przełknąłem zniewagę i zadowoliłem się jogurtem (jak zresztą przez poprzednie 3 dni). Dzień później operacja. Znowu doktor, z którym już się znamy (wspomniane wcześniej dwanaście lat, tylko wtedy mi instalował druty w prawej ręce, a teraz w lewej). Znieczulenie tylko miejscowe, więc przez cały czas z nim gadałem (ponoć o prowadzeniu sputnika i komisji hazardowej – efekt głupiego Jasia przed operacją, znieczulenia i czterech dni kroplówkowego mieszania ketonalu z tramalem). Jedyne co pamiętam z całej operacji, to że na koniec spytałem, kiedy mnie wypuszczą.
- Dzisiaj, ale na przepustkę, wrócisz po weekendzie po wypis.
- Jakieś przeciwwskazania?
- Hm… Masz cztery druty na zębach i jeden w palcu. Unikałbym bramek na lotniskach.
No nic, gehenna ma się ku końcowi myślę… Jakże daleki byłem wtedy od prawdy. Wtedy zaczął się czterotygodniowy okres zrastania żuchwy. Dlaczego? Bo jutro oddrutowanie.
Zostaje jeszcze co prawda kwesta trzech tygodni gipsu na ręce, ale na lewej, po dwóch złamaniach prawej, to jak gra komputerowa na poziomie easy!
Na koniec jeszcze jedno spostrzeżenie. Ostatnio przez ten gips mam jednak delikatne trudności z nawet podstawowymi czynnościami, natomiast przez kaganiec trochę się ślinię i jem przez rurkę. To jakby przeskoczył 50 lat życia.

by Pitar


* * * * *

ZABRAKŁO LUDZI?

Jakieś 1,5 roku temu trzeba było odbębnić praktyki. Ponieważ żadna firma PR, do której dzwoniłam, praktykantów nie chciała, to trafiłam do radia.
Radio jest katolickie, koło kościoła ma siedzibę i ma swojego ojca dyrektora. Codziennie po 22 zaczyna się różaniec, przychodzą grupy młodzieży i się modlą.
Rozmowa [C]zytacza z jednym z [R]ealizatorów:
[C] Ja słyszałem, że ty niedawno różaniec na antenie klepałeś. Zabrakło im ludzi?
[R] Nie. Uczył się u nas jeden na realizatora, ale cały dzień zdygany chodził, nic dotknąć nie chciał, bo się bał, że zepsuje. To po godzinie się wkurzyłem i powiedziałem "Rób co chcesz, ja idę się modlić".

by Selia


* * * * *

WESOŁY REALIZATOR PROGRAMU


Mój ostatni wywiad w radiu był bardzo pechowy. Najpierw mikrofon nawalił, potem znowu nawalił i w końcu na szybko spraszaliśmy gości do studia, żeby na normalnym sprzęcie to nagrać. Program ekologiczny, sponsorowany, więc nie można było olać. Przyszedł pan leśniczy i jakaś pani z nadleśnictwa. W studio stoły były ułożone w kształcie podkowy, ja usiadłam na środku ze słuchawkami na uszach, żeby słyszeć co w realizatorce [W]. i czytacz mówią, pani z prawej strony, a [L]eśniczy z lewej. Żadne z nich słuchawek nie dostało, ale jedne leżały dość blisko pani.
[L]... no i leżą takie kupy śmieci w lesie, a nie chcemy przecież, aby spacerowicze się o nie potykali.
[W] Na gównie można się poślizgnąć, a nie potknąć.
Leśniczy się produkuje dalej, mi łzy w oczach stanęły od powstrzymywanego śmiechu, a pani tak jakoś dziwnie się spojrzała na słuchawki, które leżały obok niej, na mnie i w końcu na realizatorkę.

by Selia

* * * * *

NIGDY NIE PRÓBUJ ZROZUMIEĆ KOBIETY

Żona moja upewniła mnie w jednej kwestii. W życiu nie zrozumiem kobiet...  A kto twierdzi, że rozumie, to albo kobietą jest, albo kłamcą. A wszystko przez dialog:

[J]a - Kotek, chcesz kawę?
[Ż]ona - Nie, nie chcę...
[J] - To może herbatę?
[Ż] - Herbatę możesz mi zrobić...
[J] - Jak to jest, że tak często odpowiadasz na zasadzie tak lub nie?
[Ż] - A jak mam odpowiadać?
[J] - No wiesz, coś w stylu "Nie chcę kawy, ale możesz zrobić mi herbatę".
[Ż] – No, ale ja nie chciałam herbaty!
[J] - Jak to nie chciałaś? To mam ci jej nie robić?
[Ż] - No przynieś mi tę herbatę.
[J] - To chcesz ją czy nie?
[Ż] - Nie, ale przynieś...

Bosz...

by Kujon_pg

* * * * *

A teraz chwila przerwy na stare dobre czasy, czyli wspominki sprzed 300 odcinków.

Niedziela. Autobus podmiejski, pełno pseudokibiców. Na mecz Legii jechali do Warszawy. I takaż to rozmowa między nimi się wywiązała:
Kibol 1- Jedziesz w czwartek napierdalać globalistów?
Kibol 2- Anty!
Kibol 1- Ja ci k... dam anty, jakie anty, jedziesz i tyle!
Kibol 2- Antyglobalistów!
Kibol 1- Jeden ch... To co, jedziesz?
Kibol 2- Ale za co???
Kibol 1- Jak to k... za co??? Za Legię!!!

by Iskierka

* * * * *

Od paru godzin zza okien dochodzą do nas dźwięki jeżdżących na sygnale karetek, radiowozów, pomocy technicznych itp. Oczywiście wszystko związane z jutrzejszym najazdem naszej stolicy przez jakąś szarańczę antyglobalistów, anarchistów, masochistów i Bóg raczy jeszcze wiedzieć kogo...
Kumpela od nas z pracy robi właśnie prawko i dzisiaj rano miała pierwsze jazdy.
Pytam się jej :
- No i jak ci pierwsza jazda poszła ?
...za oknem kolejny dźwięk syren...
Kumpela na to w pół słowa :
- Nie słyszysz ?? Jeszcze ofiary zwożą ....

by Misiek666

* * * * *

Przed chwileczką wparował do mojej kapciory facio, myślę se pacjent, ale nie, bo zamiast skierowania trzyma w łapie mocno sfatygowanego kwiatka, na oko pierwotnie to chyba róża była, ale to nieważne. Po chwili doszła do mnie woń oddechu gościa, która to woń wskazywała na spożycie... Wtedy zobaczyłem, że facet mocno się chwieje i zaczyna nawijać:
- Ziiieeeeeeń ttttoooopry, bo zisiaj tu Mariolkę ppprzywieźli, iiii gdzie ona llleeeeszyyy?
Staram się zachować powagę...
-No, to musi się pan na Izbie Przyjęć spytać, ale wydaje mi się, że raczej w takim stanie, to pana tam nie wpuszczą...
-Spoko...wejdę tam na WDECHU....

by RTG

I powracamy do autentyków teraźniejszych.


* * * * *

TROSKLIWY MĄŻ

Siedzę sobie w kwiatkowni i odliczam czas do zamknięcia, ponieważ żem umówiona do mojej Maci na babski wieczór. A tutaj jeszcze do domu wpaść trzeba, szybko obiad zrobić, pranie powiesić... Dzwonię więc do teydysa i mówię:
- Będę za godzinę, więc za pół wstaw wodę na makaron, zetrzyj ser, przygotuj składniki na spaghetti. Przynajmniej pół roboty będzie za mną, bo się śpieszę. Aaa, i głodnam niesamowicie!
- Dobrze kochanie, no problemo.
Se myślę: ale fajnie, odciążył mnie, zajebongo jak 150.
Piętnaście minet przed zamknięciem, teydys dzwoni:
- Kochanie, zamykaj budę, ciepłe żarełko czeka! Ino szybko!
Więc ja w te pędy do domu (szybkim krokiem 5 min od miejsca pracy), ślinka cieknie, sopelek się zdążył zrobić. Wpadam do mieszkania, przyjemny zapaszek i ciepełko powoduje, że sopelek odtaje. Ściągam płaszcz, buciory, pełny talerz na mnie czeka, mniam! Jeszcze tylko łapki umyć. Zasiadam w końcu do jedzonka. Szamam i szamam, jakbym wieki nie jadła, taka byłam głodna. Mąż troskliwie patrzy, uśmiecha się, głaszcze mnie po głowie i nagle mówi:
- No to prezent walentynkowy mam już za sobą.

Kuffa.

by habibi_ledya

* * * * *

FAN LADY GAGI

Mamy w pracy wielbiciela Lady Gagi, więc się z tego z leksza nabijamy.
Kilka krótkich opowiastek, może się spodoba.

Osoby:
[B]en - wielbiciel Lady Gagi
[J]a - antyGagowiec
[C]raig - antyGagowiec
Nauczcie się ich, bo się przydadzą.

Jedziem:

W kuchni:
B: - Lubisz Lady Gagę?
J: - Nie, nie lubię go.
Wszyscy w śmiech.
Wchodzi Craig.
C: - Z czego się śmiejecie??
J: - Ben spytał, czy lubię Sir Gagę...

W radio leci Majkel Dżekson „Smooth Criminal”. Niedawno.
C: - O, co za piosenka. Majkel jest zdecydowanie najlepszym wykonawcą popowym wszech czasów.
B: - Co ty gadasz? Lady Gaga jest dużo lepsza.
J: - Ben.. Może i Majkel miał mniejsze jaja niż Lady, ale wykonawcą zawsze był lepszym.

Wróciłem z Polski.
B: - Jak było?
J: - Świetnie! Zobaczyłem najpiękniejszą kobietę, jaką w życiu widziałem!
B: - Widziałeś Lady Gagę??
J: - Powiedziałem KOBIETĘ...

C: - Bzyknąłbyś Lady Gagę?
Po krótkim acz poważnym zastanowieniu.
J: - Nie wiem...
C: - Sam fakt, że to rozważasz, czyni cię gejem.

by Griffin


* * * * *

DIETA

Kumpela z pracy opowiedziała mi historyjkę.
Jedna babka z pracy jest na diecie. Kupiła sobie w sklepie jakąś sałatkę, potem poszła do bufetu i mówi:
- Poproszę sam talerz, bo jestem na diecie.
Domyślam się, że w bufecie zrobiło się wesoło.

by zbylon80

* * * * *

WADA KUMPLA, KTÓRA ZNIKA, GDY...

Kumpel do mnie napisał na GTalku. Gwoli wprowadzenia - bardzo fajny facet, ale strasznie nieśmiały, bo strasznie się jąka. Jednakże przystojny i ma powodzenie u kobiałek. Na razie kawaler.

W każdym razie ta ułomność strasznie go czasami peszy. Napisał do mnie, że właśnie zapoznał kilka dni temu fajną (jak mu się początkowo wydawało) pannę. Przełamali pierwsze lody. Pannie nie przeszkadzało, że się jąka. W każdym razie dzisiaj pierwszy raz pisali do siebie na GTalku.

No i koleś się załamał, jak mu panna, i to na serio, napisała, że "a jak piszesz, to się zupełnie nie jąkasz. To jak to jest?"

by Misiek666

* * * * *

ZARADNY MĄŻ

Bo w małżeństwie to ważne jest wspólne poczucie humoru. Znajomi starają się ostatnio potomka. Odwiedzam ich rano, przy jakiejś mniej istotnej okazji, i widzę, że ona naburmuszona, a on nie może powstrzymać śmiechu. Dopiero jak wyszła - wyjaśnił.

Późnym wieczorem rozmawiał długo przez telefon i jak to facet, nie mógł się skupić na niczym innym.
Tymczasem ona, nie mogąc się z nim porozumieć, zostawiła mu kartkę z datą i opisem "DNI PŁODNE" - do tego chyba z dziesięć wykrzykników.
Po czym pomaszerowała do sypialni i zasnęła, zanim on skończył rozmowę...
Ona, już rano, na stole w kuchni znalazła tę swoją kartkę z dopiskiem "zestaw do samodzielnego montażu" i z białym, półprzezroczystym kubeczkiem z takiego samego koloru gęstym płynem w środku.

Zdążyła się wściec zanim on zdążył wyjaśnić, że to tylko szampon i że to miał być tylko taki niewinny żart...

by Bladerunner

Chcesz poczytać więcej autentyków, wejdź na nasze forum "Kawałki mięsne". Jeżeli chciałbyś opowiedzieć jakąś zabawną historię ze swojego życia, możesz zrobić to na forum (koniecznie zaznaczając przy wątku taki znaczek: ), lub wysłać ją TYM TAJNYM KANAŁEM W tytule wpisz Autentyk


Oglądany: 68628x | Komentarzy: 23 | Okejek: 402 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało