Kilkanaście lat temu, wracając do domu samochodem, drogą tą co zawsze, spotkało mnie coś dziwnego. Droga po górę, jakieś 8-11% wzniosłości, zawsze tam tiry pękaja, na szczęście są dwa pasy pod górę, a tirowianie zazwyczaj zachowują się kulturalnie i jak im sie nie uda wjechać pod górę, to się staczają kulturalnie na koniec. Ale to o co innego chodzi. Jechałem pod górę sam, i nagle w moją stronę leci coś jakby petarda, na wprost, i wybucha kilka metrów, albo i bliżej, przed przednią szybą mojego bolida. Dałem po heblach i wyskoczyłem z auta, ale poza zapachem siarki nic nie świadczyło, że to była akcja ludzi. Znajomy myśliwy też to wykluczył, bo nikt tam nie polował. Na szybie zostały ślady, takie drobne proszki. Pomyślałem, za wiedzą internetową, że to okruchy meteorytu. Kurwa mać! Przedwczoraj mnie spotkało dokładnie to samo w tym samym miejscu! Inny samochód, ale ślady te same. Przypadek???
--