Niespodzianka toaletowa
boxxer
·
16 grudnia 2009
60 062
427
19
Mieszkając w krajach tropikalnych można się rozkoszować ciepłą pogodą, pięknymi plażami, ale jako bonus czasem dostaje się rzeczy mniej przyjemne. Tylko wyobraź sobie, że z gazetką w ręku przysiadłeś bez zastanowienia na tym porcelanowym tronie... z niespodziewanym gościem.
Na środku australijskiej pustyni wyłania się z ziemi ogromna bryła skalna. Święte i magiczne miejsce dla Aborygenów, z którym wiąże się wiele legend. Każda wyżłobiona rysa ma tutaj swoje własne znaczenie.
Kiedy Ziemia była jeszcze w fazie powstawania, znajdowała się w tzw. Epoce Snu (Tjukurpa). W rozumieniu Aborygenów nie był to jednak sen jaki znamy, lecz bardziej duchowe przedstawienie wszystkiego co dookoła widzimy.
W tym właśnie okresie świat zamieszkiwały bardzo dziwne istoty. Połączenie zwierząt i ludzi z nadnaturalnymi mocami, wśród których był między innymi naród pytona dywanowego (Yankunytjatjara) i naród zajęczego kangura (Pitjantjatjara) - obydwa związane ze skałą.
Obydwa narody podejmowały dalekie wyprawy, aby polować czy zbierać owoce. Tam, gdzie się zatrzymywały, krajobraz ulegał zmianie - powstawały święte skały i sadzawki z wodą. W miejscach tych również rozpoczynały żywot rodziny Aborygenów.
Wędrując tak przez pustynie, narody tworzyły rozległy system ścieżek, zwanych później Sennymi Drogami. Ich położenie było później przekazywane z pokolenia na pokolenie przez opowieści, malowidła, pieśni i rytuały. Uluru jest jednym z punktów orientacyjnych pośród wspomnianych szlaków. Nosi ono na sobie ślady różnych wydarzeń, które opisywane były w legendach pierwotnych mieszkańców tej ziemi.
W spływającej po ścianach wodzie Aborygeni dostrzegają krew ludzi jadowitego węża. Było to wojownicze plemię z południa, które zaatakowało kiedyś naród pytona dywanowego. Walkę pomogła im wygrać matka-ziemia, Bulari, która zesłała na najeźdźców chmurę śmierci i choroby.
Naród zajęczego kangura również wspomina w swoich legendach o ciężkich czasach. Pewnego razu wrogi im lud zesłał na nich złego dingo o imieniu Kulpunya. Jedyne co mogło ich ocalić, to dalekie zajęcze skoki. Ślady ich stóp przedstawiają dziś jaskinie, rozciągające się u podnóży skały.
Miejsce to jest nad wyraz piękne i magiczne. Aborygeni nie są zadowoleni z turystycznych wycieczek, ale jeśli okaże im się należyty szacunek, można śmiało myśleć o dalekiej podróży i odkładać pieniążki na bilet. Widok Uluru podczas wschodów i zachodów słońca jest tego warty.
Foto: 1,
2,
3,
4,
5,
6,
7,
8,
9,
10,
11,
12,
13,
14,
15,
16
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą